Młoda dzisiaj nie spała najlepiej, od północy spała z nami, a w zasadzie najpierw przez godzinę próbowała zasnąć, więc wierciła się, wstawała i szarpała nas za włosy. Dodatkowo sami też nie położyliśmy się najwcześniej, bo rozmawialiśmy, więc jesteśmy dzisiaj oboje raczej niewyspani. Czuję się mocno zmęczony. Próbowałem się zdrzemnąć razem z Idą, ale za bardzo nie mogłem zasnąć. Wypiłem też pół kubka kawy i wydaje mi się, że to też przekłada się na zmęczenie. Wydaje mi się, że bez kawy funkcjonuję lepiej. Mimo to, udało mi się dzisiaj dość dużo zrobić. Trochę Posprzątałem dom, wymyłem toaletę, szczotkę toaletową i ten kubełek na nią (błeh…). Jestem z tego całkiem dumny. Mam jednak wrażenie, że im więcej rzeczy robię, tym bardziej robię się oschły dla moich bliskich, nie wiem z czego to wynika. Może zmęczenie, może to, że teraz jem trochę inaczej (kilka dni temu wróciłem do postu przerywanego, bo nie pasowało mi to, że w zasadzie poza godzinami snu co chwila coś jem), może chodzi o coś innego, chociaż w tym momencie nie wiem o co. Tak czy inaczej, przyjąłem to za fakt, i starałem się brać na tę moją oschłość i drażliwość poprawkę w ciągu dnia. Starałem się uśmiechać do dziewczyn i mówić, że je kocham, kiedy tylko nabierałem na tyle energii, żeby było to szczere. Chyba nie wyszło najgorzej, ale muszę jeszcze o to zapytać J. Staram się uczyć jak funkcjonować będąc zmęczonym, bo obawiam się, że z dwójką dzieciaków będziemy mieli mniej odpoczynku. Staram się do tego przygotować. Zmieniać myślenie, nastawienie i oczekiwania. W każdym razie jest dobrze i będzie dobrze, a przynajmniej w to wierzę.
Miesiąc: grudzień 2022
2022-12-29: Msza z Domowym Kościołem. Myśli o porodzie. Lęk.
Wczoraj wieczorem byliśmy na Mszy w intencji zdrowia dzieci naszych znajomych. Było to dla mnie bardzo inspirujące doświadczenie, bo na tej Mszy zebrał się cały nasz krąg Domowego Kościoła, pomimo tego, że dowiedzieliśmy się o niej dość późno. My z J. też od razu zdecydowaliśmy się pojawić, pomimo tego, że Msza była o 18:30, więc zaraz po niej normalnie kładziemy Młodą, no i zazwyczaj udawało nam się znaleźć jakieś wymówki. Tym razem faktycznie się nam udało, co było dla mnie świadectwem jedności naszej wspólnoty, która razem się modli i wspiera, kiedy coś się dzieje.
Dzisiejszy wieczór spędziliśmy za to u naszych innych przyjaciół. Ona jest doulą, jest też w ciąży, więc rozmowa szybko zeszła na tematy okołoporodowe i dziecięce. Dało mi to dużo myśli i pomysłów, na przykład czy chcielibyśmy mieć własną położną podczas porodu. Coraz więcej też zastanawiam się nad tym, jak będzie wyglądało nasze życie z dwójką dzieci. J. będzie pewnie potrzebowała więcej pomocy, więc zapewne będę musiał więcej siedzieć na home office. Już teraz zaczynam się martwić jak to udźwignę psychicznie, z dwójką krzyczących dzieci za ścianą. Mam nadzieję, że uda się nam znaleźć jakąś opiekunkę, która będzie mogła trochę pomóc J., bo na ten moment nie wyobrażam sobie jak by to miało działać. Podczas pracy nie pomogę jej tak czy siak, a po pracy mogę być już dodatkowo wykończony zamartwianiem się tym, że nie jestem w stanie im pomóc, i że nie jestem w stanie skupić się na pracy. Trzeba będzie pomyśleć nad czymś innym. I może się pomodlić. Może przyda mi się mniej martwiące się podejście.
Rozmawialiśmy też o innych tematach, czasami ciężkich. Im bardziej się martwię, tym bardziej świat wydaje mi się pełen zagrożeń i cierpienia, i tym bardziej zaczynam się zamartwiać i myśleć o tym, czy sprowadzając dzieci na ten świat, nie robię im krzywdy. Wydaje mi się to w jakiś sposób chore. Ludzie rodzą się i umierają od tysięcy lat. Być może w naszym społeczeństwie, które zwraca uwagę na coraz to subtelniejsze emocje, stajemy się coraz mniej odporni na te bardzo silne. W chrześcijaństwie mówi się o miłości, która usuwa lęk. I w ogóle o tym, żeby się nie lękać. Może muszę bardziej tutaj zgłębić temat? Ale jak to faktycznie wcielić w życie? Jak zamienić teorię na praktykę? Czy mogę się jakoś przygotować na to, co ma być? Chociażby właśnie przez zmianę nastawienia? Czy to kwestia modlitwy? Jak tak, to jakiej?
2022-12-28: Dalszy ciąg zmęczenia i drażliwości
Pomimo dalszego zmęczenia, stwierdziłem, że będę się starał działać energicznie. Nie wiem czy to dobry pomysł, ale kiedy jestem niewyspany, to łatwiej się irytuję, a kiedy się irytuję, to nagle mam dużo energii, która chce być wykorzystana w jakiś agresywny sposób. Niekoniecznie zawsze mam szansę iść coś poćwiczyć, zwłaszcza, że raczej nie przepadam za ćwiczeniami w domu, pomyślałem więc, że może uda mi się wylądować tę energię, robiąc to, co normalnie robię w ciągu dnia, tyle że z zapałem i energią.
2022-12-27: Zmęczenie jakieś dziwne, bo jest energia, ale i irytacja. I nasza trzecia rocznica.
Dzisiaj wstawałem do Młodej 5 razy w nocy, ale pomimo tego wystąpił jakiś błąd w Matrixie, i po 7 wstałem wyspany, z czego się bardzo cieszę. Tak czy siak się łatwiej irytuję, więc ten element został, ale jak coś zjadłem I wypiłem herbatkę (English Breakfast Tea od TET – nic dla smakoszy, ale mi pasuje), dostałem dużą dawkę energii, dodatkowo napędzaną tym, że w kuchni mieliśmy okropny syf, więc dostałem dużą dawkę agresywnej energii, którą ukierunkowałem na sprzątanie. Wyrzuciłem pudełka i papiery po prezentach, posegregowałem szafki, poodkładałem wszystko na miejsce, odkurzyłem i umyłem podłogi. I zacząłem szorować drzwi szafek, bo też już były brudne, i mnie to wkurzało. Wciąż nie wiem jak to robić, żeby mieć większy porządek i czystość na bieżąco, bo po pracy mam mało energii i czasu na cokolwiek, a chcę jeszcze pobawić się z Młodą, z resztą ona też tego chce. Ale bardzo mi się podoba, kiedy jest u nas czysto w mieszkaniu.
Może dobrym pomysłem byłoby zaczęcie od odkładania telefonu na bok, żebym nie marnował na nim tyle czasu w każdej przerwie, która tylko się nadarzy. Mózg lepiej działa, kiedy da mu się czasem popracować na jałowych obrotach.
Młodej tymczasem pokręciło się w głowie, i mówi do swojej mamy po imieniu. Na ten moment próby przywrócenia słowa „mama” okazują się bezskuteczne.
A tak w ogóle to mamy dzisiaj trzecią rocznicę początku naszego związku, czyli dokładnie 3 lata temu pocałowałem J. po raz pierwszy :)
2022-12-24: J. ratuje Święta
Tegoroczna wigilia była całkiem spokojna, rodzina i obfita w śmiech. I bez pretensji i narzekań. I z pasterką. I bardzo się tym cieszę.
Mój pomysł na niemarudzenie był w pewnym momencie zawieszony na włosku, bo noc była ciężka – Młoda budziła się kilka razy, a ja byłem jakoś wyjątkowo wrażliwy, przez co strasznie się irytowałem, a później nie mogłem zasnąć. Miałem już w głowie, że dzisiejszy dzień będzie nerwowy, że będę zmęczony i zirytowany, że pewnie będę przez to niemiły i w jakiś sposób spowoduję, że kolacja wigilijna będzie do kitu. Uratowała mnie żona, która zobaczyła jak się czuję, i rano od razu powiedziała, że zajmie się trochę Młodą, żebym mógł odespać. Od razu zrobiło mi się głupio, że się tak denerwowałem. I tak J. uratowała Święta :)
Z takich przemyśleń świątecznych, to mam kilka pomysłów, które może zrealizuję – napisanie jakoś historii mojego życia, historii mojej wiary. Trochę mi się sprawy związane z Bogiem reorganizują w głowie i myślę, że może takie spojrzenie w tył na moje życie może mi pomóc zobaczyć, gdzie teraz się znajduję.
2022-12-23: Kartki świąteczne. Antykruchość.
Dzisiaj dzień pisania i wysyłania kartek świątecznych. Wyślemy w tym roku cztery. Dość późno, i na pewno nie dojdą na święta, ale nie bardzo się tym przejmuję. Dojdą prędzej czy później, a jak to będzie nawet za tydzień, to po prostu przedłużą radość Świąt. W przyszłym roku chciałbym ich wysłać więcej, i może własnej roboty. Moi rodzice mieli całą torbę kartek, które dostali kiedyś z różnych okazji, chociaż nie pamiętam, czy sami wysyłali kartki. Ale podoba mi się ten koncept, ten pomysł, zwłaszcza, jeśli w kartce wpisze się coś więcej niż życzenia, na przykład krótki liścik. Robi się z tego coś cennego i osobistego, a nie ma już dużo takich rzeczy w przesyconym technologią świecie. Pisanie takiego liściku daje mi poczucie obcowania ze światem świętym światem głębokich relacji, w których dba się o takie gesty.
Czytam sobie, a raczej słucham „Antykruchość” i staram się znaleźć sposoby włączenia tej wiedzy w moje życie. Antykruchość to taki system, któremu zmiany, zamiast szkodzić (jak systemom kruchym), pomagają. Kruche systemy są nieodporne na tzw. czarne łabędzie, czyli wydarzenia rzadkie, ale o dużych konsekwencjach, które że względu na swoją małą prawdopodobność, nie dają się przewidzieć, i uwzględnić w modelu ryzyka.
W jakiś sposób te ostatnie kilka dni przygotowania do Świąt jest „antykruche”. Jest dużo do zrobienia, jest chaos, ale przyjęte przez nas, a przynajmniej beze mnie, beztroskie podejście, owocuje tym, że jest bardzo mało nerwów, a tymczasem udało się zrobić wszystko, co mieliśmy zrobić. Bardzo dziwne. Ale daje też nadzieję na przyszłość. Niedługo będziemy mieli dwójkę domagających się uwagi dzieci. Dwukrotnie większy chaos niż do tej pory. Zastanawiałem się, jak rodzice, którzy mają jeszcze więcej dzieci, radzą sobie z ogarnianiem życia… I skąd czerpią jakąś radość, albo wolę, żeby mieć tych dzieci więcej. Przecież kiedy jest więcej, to jest też ciężej. Więcej przejmowania się. Ale może kluczem jest właśnie przejmować się mniej. Może zamiast organizacji i mikrozarządzania, trzeba jakoś zaadaptować chaos, i go wykorzystać.
Albo może z tym brakiem nerwów świątecznych bredzę, bo większość stresu przyjęła na siebie J. Muszę się jej o to zapytać.
2022-12-20: „Cieść”
Wspomnienie do zapamiętania z dzisiaj to moment, kiedy Młoda na placu zabaw w Galerii Łódzkiej bała się podejść do innych dzieci, więc poszedłem z nią za rękę, a później powiedziałem, żeby powiedziała do nich „cześć”. Młoda uśmiechnęła się i powiedziała „cieść”, na co odpowiedziała jedna z dziewczynek. Od tej chwili Młoda była już zadowolona i bawiła się swobodniej.
Cieszę się z tego, bo zależy mi na tym, żeby umiała nawiązywać kontakty z innymi dziećmi :)
2022-12-15: Całkiem miły dzień
Nadszedł ten dzień, kiedy nie narzekam, nie rozmyślam, tylko po prostu dziękuję :)
Dzisiaj, pomimo tego, że dzień pracy był dość zabiegany, i kompletnie nie miałem siły ani ochoty się zająć czymś dobrym, J. z resztą też nie, zdecydowaliśmy się jednak zapytać naszych znajomych, czy chcą się z nami spotkać, coby samemu w domu nie siedzieć. I żeśmy się spotkali, i brak energii szybko zmienił się w radość ze spotkania :)
I za to jestem bardzo wdzięczny :)
Problemy pierwszego świata
Mam w życiu naprawdę dobrze. Mam gdzie mieszkać, mam samochód, mam żonę, małe dziecko, drugie w drodze. Mam dobrze płatną pracę, jestem programistą, więc jest to praca biurowa, ale mogę pracować z domu. Nawet z łóżka. Bajka.
Czytaj dalej Problemy pierwszego świata2022-12-14: Zamuła w mózgu
Dni, których bardziej nie lubię, to takie, kiedy mam taką zamułę w mózgu, że ledwie wiem, co się wokół mnie dzieje. Coś tam robię, ale powoli, i ciężko jest mi się skupić. Najgorsze jest to, że kompletnie nie mam pomysłu, jak sobie z tym radzić. Może trochę zmiany kontekstu i wysiłku by pomogło, ale nie zawsze mogę sobie na to w danej chwili pozwolić. Może profilaktyka byłaby lepsza. Wydaje mi się, że w zapobieganiu pomaga m. in.:
- Wysiłek fizyczny, może być rano, może być wieczorem (ale wtedy nie mam efektów w pracy).
- Mniej korzystania z telefonu i innych rozpraszaczy.
- Zimny prysznic. W sumie ciepły też może być, ale to zależy od pory dnia i tego, jak ogólnie się czuję.
- Blokowanie sobie czasu pracy, np. przez ustawienie sobie trybu „nie przeszkadzać”.
- Robienie przerw. Zwłaszcza w domu mam z tym problem, bo jakoś głupio mi tak zrobić sobie kawę i ją pić 10 minut, kiedy w pokoju obok J. bawi się z Młodą, ale bawienie się z nimi nie pomogłoby mi aż tak — to byłoby jak przechodzenie z jednego hałasu w drugi. A taka przerwa, 10 minut, kiedy tylko piję kawę i czytam książkę (albo nie robię nic — w każdym razie nie gapię się w telefon), bardzo dużo mi daje. Myślę, że to przede wszystkim efekt psychologiczny, że tak sprężam się w sobie, i później mogę już się skupić na pracy.
Dużo mam problemu z odpoczywaniem w domu. Myślę, że jest to coś, co wyniosłem z mojej rodziny. Mam poczucie winy, kiedy odpoczywam. Zwłaszcza kiedy ktoś coś robi obok. Nawet jeśli to miałoby mi poprawić moją ogólną produktywność. Wyobrażam sobie, że wszyscy myślą, że się lenię. Ale o tym może więcej kiedy indziej. Już z resztą trochę o tym pisałem we wpisie „O tym, jak okazało się, że jednak nie jestem robotem„. Mam tutaj trochę mentalność niewolnika. Jeśli ktoś obok mnie pracuje, to nie mogę robić przerwy, nawet jeśli mam taką potrzebę, i pomogłaby mi ona w pracy. Staram się to zmienić i mniej się przejmować tym, co pomyślą inni, albo w jaki sposób mogą mnie skrytykować. Zwłaszcza że zazwyczaj mnie nie krytykują. Lęki z dzieciństwa nie zawsze sprawdzają się na szczęście w dorosłości.
Swoją drogą pisanie dziennika albo bloga też mi pomaga ;)
Jeszcze update z wieczora – dzięki Kochanie za to, że zajęłaś się Młodą i mogłem wziąć długi, ciepły prysznic, to też bardzo pomaga :D