Krótki wpis, jak kartka z pamiętnika, żeby nie zapomnieć, że w życiu są też przyjemne momenty. Też, bo ostatnio usypianie Młodej to katorga. Ja jestem już na wstępie negatywnie nastawiony, J. też ma coraz mniej sił fizycznych i psychicznych. W dzień nie daje się położyć już od dwóch dni. W nocy zazwyczaj kosztuje to sporo czasu i nerwów, bo Młoda nie ma momentu, w którym po prostu „pada”, a przynajmniej do niego nie doszliśmy. Cały czas ma dużo energii i nawet w łóżku wywija rozliczne fikoły, żeby tylko nie spać. Przy okazji kopie, drapie, krzyczy i ogólnie działa na nerwy. Zrozumienie swoich i jej emocji już nie pomaga, powoli zaczynamy mieć dość, chociaż dzielnie co wieczór stawiamy się do zadania.
Ale miało być o rzeczach przyjemnych. Wczoraj usypianie nie przypadło nam, tylko mamie J., która litościwie dała nam wieczorne wychodne. Bolała mnie głowa, a ibuprofen nie za bardzo chciał pomagać, co było minusem, ale poszliśmy na krótką randkę do Grycana, na kawę i rurki z bitą śmietaną. A później na rajd po sklepach. Smyk, Empik, księgarnia, Carrefour, Pepco, Action i kilka sklepów z ubraniami. Normalnie straszna nuda, ale tego dnia było to bardzo przyjemne i powolne łażenie i kupowanie małych, choć przydatnych rzeczy, takich jak podróba „Kropelki”, patyczki zapachowe, patelnia do naleśników, czy nowy album. Rzeczy, o których myśleliśmy, że by się przydały, ale jakoś nie mogliśmy się zebrać, żeby to kupić. Wróciliśmy do domu z torbami pełnymi zakupów i uczuciem ulgi, bo całe to szwendanie się było bardzo miłym uczuciem, kiedy nic już nas nie czekało, a po drodze zniknął nawet ból głowy. Randkę zakończyło panini w Żabce. Komercja na całego. Mimo to było bardzo fajnie.
Swoją drogą kupiłem w Sinsayu takie rampersy dla Maleństwa, także jest już postanowione, że niezależnie od płci, będzie ono wychowywane na nerda.