Zaczyna się, a w zasadzie się nie zaczyna, więc siedzę w poczekalni na trzecim pietrze Matki Polki i słucham litanii J., spowiadającej się ze wszystkich badań w rejestracji oddziału położniczego. Przynajmniej tym razem mogę przy niej być. Trochę mi szkoda, że poród się nie zaczął do tej pory sam, ale indukcja się jeszcze nie zaczęła, może coś będzie. Na razie mogę tylko czekać.
Takie dni i chwile – nieubłagalne, ostatnie – wywołują we mnie refleksje i duży niepokój – co powinienem robić i o czym myśleć, żeby później nie żałować straconego czasu. Może powinienem się bardziej skupić na obecności J.? Może przesadzam?
Co o tym myślisz?
+1
+1
+1
+1
+1
+1
+1