Ten tydzień był mocny. Trochę ciężki. Raczej nie bolesny, ale pełen napięcia. Ja miałem masę pracy, bo w zespole jedna osoba chora i dwie na urlopie, przez co musiałem przejąć wszystkie ich obowiązki, w tym przygotowanie User Stories do planningu, naprawa kodu zepsutego po mergach i pomoc w różnych bugach i testach.
Julia nie miała lżej, bo źle się czuje – jest na wpół chora, a dziewczyny też chorują. Także wszyscy mieliśmy napięty czas.
Ale nie było źle. Było dobrze. Było dużo czułości i uśmiechów i to nawet pomimo tego, że cały czas pracowałem z domu, a zazwyczaj jestem przez to bardziej nerwowy.
Chyba muszę też tutaj wspomnieć o modlitwie i o tym, co Bóg robi w moim życiu, bo ostatnio zaczynam to zauważać. Pisanie o tym mi pomaga. Jestem bardziej spokojny, ale nie dlatego, że modlitwa ma taki efekt psychologiczny, ale dlatego, że zaczynam bardziej wierzyć — ufać Bogu, że faktycznie nie muszę się martwic, że on sam poniesie mnie, moją rodzinę i wszystkie moje sprawy.
Ostatnio w Hallow, z którym ostatnio się modlę, była medytacja nad wierszem Świętego Franciszka Salezego, „Zachowaj spokój”. Wyrzucę go tutaj, bo chyba najlepiej oddaje myśl, którą ostatnio najbardziej mnie prowadzi.
Nie patrz z lękiem na zmiany w życiu.
Raczej patrz na nie z nadzieją, że gdy przyjdą,
Bóg, do którego należysz,
przeprowadzi cię bezpiecznie przez wszystkie trudy.
A kiedy nie będziesz mógł ich unieść,
Bóg poniesie cię na swoich ramionach.Nie obawiaj się tego, co może wydarzyć się jutro.
Ten sam odwieczny Ojciec, który troszczy się o ciebie dzisiaj,
będzie opiekował się tobą jutro i każdego kolejnego dnia.
Albo uchroni cię przed cierpieniem
albo da ci niezawodną siłę do jego zniesienia.Wycisz się
i odsuń od siebie wszelkie niespokojne myśli i wyobrażenia.