Udało się nam jakoś przetrwać noc. Młoda spała grzecznie na naszym łóżku, tylko raz przepchnąłem ją pod ścianę, żeby z niego nie zleciała. J. leżała sobie u dzieciaków, a ja i Młodsza faktycznie na podłodze w kuchni. Było całkiem spoko. Kilka razy zaniosłem ją do J., żeby sobie podjadła, dawałem jej też elektrolity z butelki, które na szczęście chętnie piła. Nad ranem dopiero udało jej się zjeść i nie zwymiotować, ale w dzień funkcjonowała już normalnie.
Tymczasem zarazili się też chyba moi rodzice. Jest srogo.
Co o tym myślisz?
+1
+1
+1
+1
+1
+1
+1