Ostatnio otwierają mi się oczy na dużo spraw. Zmienia mi się podejście, zaczynam zadawać sobie pytania i weryfikować poglądy. Z resztą już o tym pisałem.
Niedawno robiłem zakupy w Żabce i przyszła mi do głowy pewna myśl – lubię ten świat wypełniony Żabkami. Nie przeszkadza mi to.
Myśle, że długo wkładałem sobie do głowy, że myślę, że życie poza miastem jest lepsze, że takie wolę.
Od początku naszego małżeństwa myśleliśmy o tym, że fajnie byłoby się wyprowadzić do domku. Rozmawialiśmy o tym, jak mógłby wyglądać. I jasne, domek ma swoje plusy, dużo przestrzeni w środku, brak sąsiadów, ogródek. Ale są też i minusy. Brak komunikacji miejskiej, dzieciaki trzeba wszędzie zawozić. Jak czegoś ci brakuje do obiadu, to nie zejdziesz na dół do sklepu. Przychodnia jest parę kilometrów dalej. Spacer… dwie drogi na krzyż i wkoło domu, bo z wózkiem po lesie nie połazisz. Znaczy wiadomo, dla chcącego nic trudnego, są nosidła. Ale nie o to chodzi.
Tak sobie myślę, że bardziej odpowiada mi miejskie życie. Lubię mieć Żabkę pod blokiem, park do spaceru, siłownię blisko, ryneczek, autobusy i tramwaje. Lubię iść do kościoła piechotą, nie musieć na każdą podróż ładować się do samochodu.
Zacząłem się orientować, że próbowałem sobie wmówić, że wolę takie bardziej dzikie życie, że lasy i góry, to jest to! Ale jednak nie. Jednak jestem mieszczuchem paskudnym, i pora to przyznać. Ten kot nie poluje na myszy, tylko podżera resztki z restauracyjnych śmietników. I dobrze mi z tym!
Do myślenia dał mi Kękę, śpiewając w „Cesarzu”:
Nie sadzę drzewek, bo jestem facetem z betonu
I nie wiem jak ziemię przerzucać
Z tego powodu nie buduję domu,
wystarczy mi w bloku chałupa
Słuchałem tego jakiś krótki czas temu i pomyślałem sobie „Hej, ja też taki jestem! Może to jednak żaden wstyd!”. Także dzięki, Piotrek! Czegoś się dzięki tobie o sobie dowiedziałem!