Medytacja i cofanie się w czasie.

Korzystając z określenia stosowanego przez The Food Emperor — jestem chytrym kutasem. Ale po kolei.

Korzystam ostatnio z aplikacji Waking Up, o której usłyszałem od Karola Paciorka, na kanale Lekko Stronniczy. Używałem już różnych aplikacji, które uczą medytacji, czy tam ją jakoś prowadzą albo wspierają, ale zawsze po jakimś czasie rezygnowałem. Kiedy Karol wspomniał o tej konkretnej, postanowiłem jednak spróbować. Dużo rozpisywał się nie będę, niemniej całkiem mi się podoba. Kurs wstępny wydaje mi się bardziej przystępny i wyjaśniający więcej niż te z innych aplikacji.

Czasami dostaję w powiadomieniu „moments”, czyli krótkie nagrania, które mają mnie wybić z takiego „automatycznego życia” w ciągu dnia. I w zasadzie to właśnie jeden z tych „moments” najmocniej mnie uderzył. Pojawiła się tam taka myśl, że każda z chwil w życiu pojawia się i przemija. Że jeśli mam córkę, to przyjdzie taki moment, że niektóre rzeczy zrobię z nią po raz ostatni. Może nawet nie będę wiedział, że to jest ostatni raz. Dużo rzeczy przychodzi nam łatwo brać za pewnik, że skoro to jest, to jutro też tak będzie. I przez to umykają nam takie „zwykłe” chwile. A kiedy zaczniemy sobie częściej uświadamiać, że to, co teraz robimy, może być ostatnim właśnie takim momentem, to przypominamy sobie, jaką to rzeczywiście ma wartość.

Oglądaliśmy ostatnio z J. film „Czas na miłość”. Główny bohater może przenosić się w czasie, żeby na przykład inaczej przeżyć główną chwilę, albo ją powtórzyć. I z czasem odkrywa wartość dnia powszedniego — uczy się przeżywać go w taki sposób, żeby czerpać z niego jak najwięcej. Nie musi już nawet cofać się w czasie.

Szczerze mówiąc, myślałem, że to taki lekki, romantyczny film. Ale w połączeniu z tym swoistym „memento mori” z Waking Up, dał mi obraz tego, jak warto myśleć o swoim życiu. Staram się teraz wyćwiczyć tak, żeby jak najczęściej w ciągu dnia przypominać sobie o jego wartości. A robię to, wyobrażając sobie, że już raz przeżyłem ten dzień i że wróciłem do niego, żeby go przeżyć jeszcze raz, tym razem po to, żeby się nim nacieszyć i zachwycić. Proste ćwiczenie, ale efekty niesamowite. Kiedy coś mnie denerwuje, przypominam sobie „już to przeżyłem, po co wkurzać się tym jeszcze raz”, i pozwalam temu gniewowi odejść, nie przywiązuję się do niego. Raczej obserwuję z zaciekawieniem całą sytuację i reaguję tak, jakbym był tu po raz drugi. Jaką wolność emocji to daje! Nie ma impulsywnego działania, jest za to przyglądanie się, zainteresowanie, lekki uśmiech i przemyślana odpowiedź. Oczywiście, muszę to ćwiczyć, bo stary sposób myślenia nie odchodzi tak łatwo.

Ale dlaczego jestem chytrym kutasem?

Cóż, Waking Up jest dostępna w subskrypcji rocznej za 100 dolarów. W PLN jest to mniej, bo około 220 zł. W każdym razie jest to wciąż dużo, zważywszy na to, że znam siebie i wiem, że jest spora szansa, że dość szybko przestanę z niej korzystać. Sam Harris, twórca aplikacji, pisze jednak w swoich mailach, że ważne jest dawanie ludziom dostępu do wiedzy o medytacji, więc jeśli kogoś nie stać, to może skontaktować się z nim przez formularz, gdzie do wyboru dostępne są różne opcje, ile jest się w stanie zapłacić, i to jest cena za rok subskrypcji, lub też po prostu „pełne stypendium”, czyli subskrypcja za darmo na 6 miesięcy. Planowałem poprosić o możliwość zakupu za około 100 zł, i opcja $29 to coś około tego… ale szybko doszedłem do wniosku, że jest spora szansa, że nie będę korzystał cały rok, więc poprosiłem o subskrypcję za $0, która daje dostęp tylko na 6 miesięcy :P Jeśli wtedy dalej będę korzystał z aplikacji, to wykupię dostęp, żeby wynagrodzić twórców za ich pracę. Słowo.

Co o tym myślisz?
+1
1
+1
2
+1
0
+1
0
+1
0
+1
0
+1
0