Zawsze miałem problem z odpoczynkiem. Od kiedy urodziła się Młoda, przez długi czas odpoczywałem bardzo rzadko. Czasem może udawało mi się „ukraść” trochę czasu, żeby się położyć, poczytać, obejrzeć coś, albo w coś pograć, ale nie potrafiłem wygospodarować czasu na nic dłuższego — na spotkanie się z kolegami, wyjście na siłownię. Miałem poczucie winy, że zostawiam dziewczyny same. Po pracy starałem się pomagać J., ile tylko mogłem. Wolne miałem zazwyczaj w nocy, chociaż wtedy też często nadganialiśmy jakieś obowiązki domowe, albo po prostu robiliśmy coś razem. Czas dla siebie samego ograniczałem do minimum.
Zaciskanie zębów
Dziś coraz bardziej uczę się, że takie podejście ma złe skutki dla całej rodziny. Kiedy nie dbam o siebie i własne potrzeby, mam mniej chęci do spędzania czasu z innymi, albo do zajmowania się tym, co rzeczywiście muszę zrobić. Przez niedobór odpoczynku czasami czułem się, jakbym miał pracę na dwa etaty — od rana zajęcia zawodowe, a po pracy rodzinne. W nocy czas na sen i odpoczynek. Często wyrzucałem sobie, że nie mam ochoty na spędzanie czasu z Młodą. „Przecież przy dziecku powinienem czuć radość. Może coś jest ze mną nie tak”? Wiedziałem, że mam ochotę porobić coś, co lubię, na przykład pograć na konsoli, ale odmawiałem sobie tego. Myślałem, że teraz, kiedy jestem ojcem, powinienem czerpać radość z innych rzeczy.
Miałem poczucie winy nawet wtedy, kiedy jechaliśmy do jednych lub drugich rodziców, i oni bawili się z Młodą. Pomimo widocznej radości, którą z tego czerpali, oskarżałem się, że skoro to moja córeczka, to to ja powinienem się nią zajmować, a nie angażować innych. Miałem też wyrzuty sumienia, bo czułem, że bawią się z nią z większą ochotą niż ja.
Od czasu do czasu pojawiała mi się w głowie myśl, że ciężko jest zaspokajać potrzeby innych, kiedy nie dbam o moje własne, ale przeciwstawiałem jej stanowisko, że jako rodzic powinienem dbać najpierw o potrzeby dziecka, a ewentualnie później o swoje.
Przez długi czas byłem wypoczęty tak sinusoidalnie. Najpierw zaczynałem się robić coraz bardziej zmęczony, ale nie odejmowałem sobie zajęć, więc powoli robiło się coraz gorzej, aż w końcu osiągałem minimum. Wtedy ze złością i buntem przyznawałem sobie czas wolny (czując jednocześnie, że go kradnę, bo nie robię nic pożytecznego…), mój stan się poprawiał, i zaczynałem znowu obciążać się do granic wytrzymałości.
Taka sinusoida w żaden sposób nie była jednak optymalna, ponieważ co najwyżej nie pozwalała mi się „zużyć” do końca, ale nie dawała rzeczywiście odpocząć tyle, ile potrzebuję.
Ciągłe niezaspokajanie moich potrzeb skutkowało tym, że ciężko mi się było czymkolwiek cieszyć, włącznie z życiem rodzinnym. Ten ostatni fakt bardzo mnie przybijał i powodował wyrzuty sumienia, i myśli, że coś jest ze mną nie tak.
Granice jednak istnieją
Na pomoc w tej sytuacji przyszedł mi kryzys.
Zakradł się do mojego życia razem z drugą ciążą J.
Zaczęło się od odstawiania Młodej od piersi. Nie było to może konieczne tak szybko, ale mała niekoniecznie chciała jeść cokolwiek poza mlekiem, a J. bała się, że gdyby musiała iść do szpitala jeszcze przed porodem, Młoda bardzo by to przeżyła. Postanowiliśmy więc odpiersiowić ją wcześniej.
Wyłączenie karmień dziennych przebiegło dość sprawnie. Najpierw wszystkie posiłki zostały zamienione na „prawdziwe” posiłki, z „prawdziwym” jedzeniem. Nie ma to tamto. Mleka nie będzie. Zostały tylko karmienia przed drzemkami, ale i te udało się dość szybko wyeliminować.
Prawdziwym wyzwaniem okazały się jednak karmienia nocne. Młoda była przyzwyczajona do tego, że kiedy tylko budzi się w nocy, niosę ją do mamy, ona ją karmi, a potem mała wraca do łóżeczka. Żeby więc nie robić jej nadziei na mleko, zdecydowaliśmy, że to ja będę usypiał Młodą w nocy.
I tak zaczęło się moje conocne chodzenie do pokoju małej, cokilkugodzinne bujanie i usypianie, a czasem i czuwanie, kiedy nie chciała iść spać. Rezultat był taki, że spałem coraz mniej, zależnie od nocy. Raz udawało mi się przespać 6 godzin, innym razem tylko 4, lub mniej. Moje ciało i psychika zaczynały się buntować, ale ja też walczyłem przeciw nim, stawiając sobie nierealne oczekiwania i mówiąc, że „inni rodzice też tak mają, i jakoś sobie radzą”. J. proponowała, że mi pomoże i mnie zluzuje, ale nie chciałem jej na to pozwalać, bo wiedziałem, że w ciąży jest jej ciężej — bolą ją plecy i brzuch, a dodatkowo Młoda często lubi ją kopnąć w swoje rodzeństwo.
Po kilku tygodniach przestałem w końcu dawać radę. Starałem się za bardzo i chciałem za dużo. Zacząłem się robić drażliwy, nerwowy, zacząłem wybuchać złością. Miałem w sobie pełno negatywnych myśli o tym, że mam dość, i brak nadziei na poprawę. Oskarżałem się, że do niczego się nie nadaję. Prawie nie byłem w stanie normalnie funkcjonować, bo cały czas byłem podminowany. Moja sprawność w pracy spadła prawie do zera. I dopiero ten moment załamania zmusił mnie do poddania się.
Wiatr zmian
Pierwszą zmianą było zakończenie home office. To była dla mnie OGROMNA ulga. Lubiłem widzieć dziewczyny częściej w ciągu dnia, ale jednak odbywało się to zbyt dużym kosztem. Praca z domu oznaczała mniejsze skupienie, a to z kolei oznaczało wolniejszą pracę i większy stres, zwłaszcza przy trudniejszych zadaniach. Przy każdym krzyku Młodej zastanawiałem się, czy może J. nie potrzebuje pomocy, a to bardzo rozpraszało, zwłaszcza kiedy widziałem, że moja żona się denerwuje. Wiedziałem, że tak się po prostu dzielimy obowiązkami, że w tej chwili pracuję, ale wyrzucałem sobie, że może powinienem więcej czasu i uwagi poświęcać rodzinie, że mnie potrzebują. W końcu rozdzielenie tych dwóch światów okazało się konieczne. Teraz dziękuję z całego serca Bogu, że mam możliwość pracy z biura!
Drugą zmianą było wysypianie się. Tutaj sprawa okazała się trudniejsza, bo cały czas byłem na miejscu, i kiedy w nocy słyszałem, że nasza córka krzyczy, albo że J. zaczyna się irytować tym, że po raz któryś nie może jej odłożyć do łóżeczka, sam zaczynałem się stresować, i w konsekwencji, tak czy inaczej, nie mogłem spać. Może nie reagowałbym tak nerwowo, gdybym nie był przemęczony, ale tak to od razu pojawiała się we mnie silna irytacja. Moja żona okazała się jednak bohaterką, i postanowiła mnie wesprzeć, dając mi kilka okazji do odpoczynku. Na pierwszą noc pojechała z Młodą do swoich rodziców, gdzie dołączyłem do nich dopiero następnego dnia, a kiedy wróciliśmy do domu, sam spędziłem kolejną na kanapie w salonie moich rodziców. Za każdym razem czułem się dziwnie, bo odzwyczaiłem się od spania w samotności, ale każda z tych nocy pomogła mi odzyskać siły i uspokoić nerwy. Dodatkowo zaczęła się we mnie pojawiać wdzięczność i nadzieja, że może zacznę też dbać o inne moje potrzeby.
Epilog
Od tamtego momentu powoli uczę się wyznaczać i szanować własne granice. Z biura pracuję już codziennie, zaczęliśmy się też dzielić usypianiem Młodej w nocy. Zarezerwowaliśmy też sobie oboje trochę czasu dla siebie, żebyśmy mogli pospędzać czas z naszymi przyjaciółmi, i realizujemy te plany. J. pilnuje, żebym ich dotrzymywał, bo wie, że to dla mnie ważne, a często sobie je odpuszczałem.
Patrzę w przyszłość z optymizmem, bo czuję, że dobrze przeszliśmy ten kryzys. Ja w końcu zacząłem respektować własne potrzeby i nauczyłem się asertywności, której brakowało mi w kontaktach ze znajomymi i bliskimi, a J. też może być dumna z siebie. Dostałem od niej dużo pomocy, a ona podjęła wysiłek — choćby spędzenie nocy samej z Młodą — którego chyba trochę się obawiała. Ten jeden punkt krytyczny wymusił na nas sporo kroków, które dodały nam obojgu siły i wiary w siebie.
Jest jeszcze jedna przyczyna, przez którą jestem wdzięczny za takie przeładowanie. Myślę, że bez niego cały czas pakowałbym się w sytuacje, z których nie byłbym do końca zadowolony, nawet nie tyle z winy innych, ile z mojej, bo to ja nie traktowałem siebie na poważnie. Mam nadzieję, że dzięki nauce z tej przygody, będę czerpał więcej szczęścia z naszych więzi małżeńskich i rodzinnych. To chyba najważniejsza dla mnie lekcja — że jeśli dbam o siebie samego i respektuję moje granice, to pomaga mi to być bliżej z innymi, zwłaszcza tymi, których kocham.
To piękne i takie prawdziwe. Podoba mi się to, że piszesz tak z serca i wszystko tu jest po prostu takie szczere😉