Poporodzie w tytule razem, bo tak nazwałem ten okres. Nie chodzi mi o połóg, tylko o te parę dni zaraz po porodzie. Wiec nie ma błędu, jak coś.
Jak można się domyślić, udało się urodzić, zdrową i śliczną dziewczynkę. Na potrzeby tego bloga będziemy nazywali ją Młodszą.
Poród był super i to nie tylko moje zdanie, ale też J., której bardzo zależało na porodzie siłami natury. Zdania personelu były podzielone co do tego, czy trzeba robić cesarskie cięcie, czy nie, ale w końcu frakcja „naturalna” wygrała i J. po długiej walce, wspierana przez naszą znajomą doulę, urodziła bez rozkrojonego brzucha. Szczerze mówiąc chyba nigdy nie widziałem takiego natężenia emocji na jej twarzy – szczęścia i wzruszenia. Tym bardziej wspomnienie tego porodu zostanie ze mną na długo – w końcu to pierwszy raz, kiedy mogłem być z nią do końca. Kiedy rodziła Młodą, widziałem ją przed cesarką, a później dopiero przy wypisie. Słabe, pandemiczne warunki.
Teraz siedzimy sobie razem w domku i się oswajamy. Niestety też chorujemy, zwłaszcza ja i Młoda. J. ma katar. Tylko Młodsza dzielnie się trzyma. Ale jest okej.
Przez szpital miałem trochę przerwy w blogowaniu, ale chcę do tego wrócić. Takie podsumowania dnia dużo mi dają, pozwalają spojżeć na życie z innej, narracyjnej perspektywy. Nawet jeśli nikt potem tego nie czyta.