2023-03-31: Poporodzie. 

Poporodzie w tytule razem, bo tak nazwałem ten okres. Nie chodzi mi o połóg, tylko o te parę dni zaraz po porodzie. Wiec nie ma błędu, jak coś. 

Jak można się domyślić, udało się urodzić, zdrową i śliczną dziewczynkę. Na potrzeby tego bloga będziemy nazywali ją Młodszą

Poród był super i to nie tylko moje zdanie, ale też J., której bardzo zależało na porodzie siłami natury. Zdania personelu były podzielone co do tego, czy trzeba robić cesarskie cięcie, czy nie, ale w końcu frakcja „naturalna” wygrała i J. po długiej walce, wspierana przez naszą znajomą doulę, urodziła bez rozkrojonego brzucha. Szczerze mówiąc chyba nigdy nie widziałem takiego natężenia emocji na jej twarzy – szczęścia i wzruszenia. Tym bardziej wspomnienie tego porodu zostanie ze mną na długo – w końcu to pierwszy raz, kiedy mogłem być z nią do końca. Kiedy rodziła Młodą, widziałem ją przed cesarką, a później dopiero przy wypisie. Słabe, pandemiczne warunki. 

Teraz siedzimy sobie razem w domku i się oswajamy. Niestety też chorujemy, zwłaszcza ja i Młoda. J. ma katar. Tylko Młodsza dzielnie się trzyma. Ale jest okej. 

Przez szpital miałem trochę przerwy w blogowaniu, ale chcę do tego wrócić. Takie podsumowania dnia dużo mi dają, pozwalają spojżeć na życie z innej, narracyjnej perspektywy. Nawet jeśli nikt potem tego nie czyta. 

2023-03-21: Szpital. Czekanie.

Dzisiaj cały dzień cewnik i nic, chociaż już większa nerwówka. Niby cały dzień alert, ale jednak… czekanie. Czytam sobie „Przebudzenie” Sama Harrisa i zastanawiam się, czy jeśli każda chwila jest wyjątkowa, to czy w tej jest coś, co czyni ją bardziej wyjątkową od innych? Może nie. Ale w tę myśl staram się bardziej świadomie i uważnie przezywać dzisiejszy dzień. Niecodzienność sytuacji nie zasłania szczegółów życia rutyną. Włosy i oczy J. są przepiękne, jak zawsze. A jej uśmiech mógłby mi zastąpić wszystkie słoneczne dni. 

Po powrocie na noc do domu, mam wciąż w głowie zdesynchronizowaną pieśń sześciu szpitalnych wind, krążących bez przerwy pomiędzy piętrami. Koszmar.

2023-03-20: Szpital. Znowu. 

Zaczyna się, a w zasadzie się nie zaczyna, więc siedzę w poczekalni na trzecim pietrze Matki Polki i słucham litanii J., spowiadającej się ze wszystkich badań w rejestracji oddziału położniczego. Przynajmniej tym razem mogę przy niej być. Trochę mi szkoda, że poród się nie zaczął do tej pory sam, ale indukcja się jeszcze nie zaczęła, może coś będzie. Na razie mogę tylko czekać. 

Takie dni i chwile – nieubłagalne, ostatnie – wywołują we mnie refleksje i duży niepokój – co powinienem robić i o czym myśleć, żeby później nie żałować straconego czasu. Może powinienem się bardziej skupić na obecności J.? Może przesadzam?

2023-03-17: Kartka z kalendarza: Przedporodzie. 

Szykujemy się już mocno na poród. Tak, że codziennie go z wytęsknieniem oczekujemy. Cholestaza zaczyna o sobie dawać znać nieco wyższymi, ale nie alarmującymi wynikami. Czekamy do poniedziałku. Jeśli nic nie zacznie się do tej pory, to J. chce się położyć do szpitala. Od środy siedzę na wolnym w domu, trochę sprzątam i pomagam przy Młodej, która ząbkuje i przechodzi przez to przez kryzys. 

Tymczasem dzisiaj wielkie sprzątanie. Plus gotowanie, bo korzystam z przedporodowego urlopu, żeby urozmaicić naszą dietę. Satysfakcjonujące.