2024-05-14: Odwrotne skutki prania majtek.

Młoda pomimo tego, że jest już odpieluchowana, dalej jeszcze nie woła za bardzo do nocnika, a przynajmniej nie zawsze i często zdarza jej się po prostu posikać albo zrobić kupę w majtki. Nie do końca wiem, z czego to wynika. Może z tego, że po prostu jest jej wygodniej załatwić się majtki zamiast na toaletę, może dlatego, że zapomina, może powód jest jeszcze jakiś inny. Ostatnio próbowałem ją do tego zniechęcić w taki sposób, że jak zrobiła w końcu kupę w majtki, to powiedziałem jej, że będzie musiała te majtki uprać i faktycznie sama (z moją drobną pomocą) wyrzuciła kupę z tych majtek do toalety, a później razem ze mną wzięła te majtki do umywalki i razem je wypraliśmy. No i na początku było to dla niej takie dość… nie była z tego zadowolona, a teraz widzę, że powoli zaczyna jej się to całe pranie podobać. Może plus całej tej sytuacji będzie taki, że będzie bardziej zaradna i będzie umieć prać ręcznie.

Gorzej, jeśli tak się jej to spodoba, że mój plan odniesie odwrotne skutki, niż bym chciał…

2024-05-13: Młodsza się wyprowadza do siebie

Ostatnio przenieśliśmy łóżeczko młodszej do pokoju dziecięcego i teraz dziewczyny śpią od kilku nocy razem. Często jest tak, że Młodsza i tak w końcu ląduje w naszym łóżku, ale przynajmniej przez jakąś część nocy śpi sobie w pokoju dziecięcym. Młoda bardzo się z tego cieszy. Sama pyta codziennie, czy siostra będzie z nią spała. Ostatnio chciała nawet, żeby spały razem na materacu i kiedy usypialiśmy Młodszą, to młoda miziała ją po pleckach. Nie jest lekko, bo Młodszej nie do końca podoba się ta sytuacja i trochę niedosypiamy, ale za to odzyskaliśmy sypialnię i teraz każdy wieczór jest trochę jak święto — możemy poleżeć razem w łóżku, obejrzeć coś na rzutniku i się poprzytulać. Dużo wygodniejsze niż siedzenie w kuchni. Zastanawiam się, czy przy kolejnym dziecku nie zrobić tak, żeby kłaść je od razu w pokoju dziecięcym i po prostu spać tam przez jakiś czas na materacu, a potem samemu się wyprowadzić, zamiast wyprowadzać dziecko z naszego pokoju.

2024-05-12: Ice Cream Run 2024

Z dzisiejszego dnia zapamiętam trzy rzeczy. Po pierwsze, kiedy jechaliśmy na bieg, to jakiś gość zwolnił przede mną, bo chciał zjechać na lewy pas. Ale przez to ja nie zdążyłem przyjechać na zielonym świetle. Gość w końcu zjechał na ten lewy pas, razem stanęliśmy na czerwonym i gość obrócił się w moją stronę, pomachał przepraszająco i się uśmiechnął. Ja też się do niego uśmiechnąłem i to było całkiem miłe.

Po drugie, brałem dzisiaj udział w Ice Cream Run 2024. Pojechały też ze mną dziewczyny, żeby mi kibicować. Bardzo chciałem zaangażować Młodą. Zabrałem ją ze sobą na rozgrzewkę przed biegiem dzieci, ale chyba było zbyt wiele ludzi i czuła się skrępowana, bo nie za bardzo chciała cokolwiek robić. Mimo to, kiedy poszliśmy na spacer, bo do mojego startu zostało jeszcze dużo czasu, to zapytała się mnie, czy może ze mną pobiec i przebiegliśmy sobie razem 200 metrów. Bardzo się z tego cieszę, bo mam nadzieję, że trochę też ją w coś takiego wkręcę i że to może będzie taka nasza aktywność. Podczas samego biegu jakiś gość dał mi się też chwilę przebiec z wózkiem, takim do biegania, w którym siedział jego synek. Też się zastanawiam, czy czegoś takiego nie kupić.

Po trzecie poszedłem sobie do spowiedzi i do Komunii i chociaż ostatnio mam kosę z nauczaniem Kościoła, to cieszę się, że to zrobiłem.

2024-02-01: Przeżyliśmy, ale poszło dalej.

Udało się nam jakoś przetrwać noc. Młoda spała grzecznie na naszym łóżku, tylko raz przepchnąłem ją pod ścianę, żeby z niego nie zleciała. J. leżała sobie u dzieciaków, a ja i Młodsza faktycznie na podłodze w kuchni. Było całkiem spoko. Kilka razy zaniosłem ją do J., żeby sobie podjadła, dawałem jej też elektrolity z butelki, które na szczęście chętnie piła. Nad ranem dopiero udało jej się zjeść i nie zwymiotować, ale w dzień funkcjonowała już normalnie.

Tymczasem zarazili się też chyba moi rodzice. Jest srogo.

2024-01-31: Stan klęski żywiołowej.

Rzyganie Młodej okazało się totalnie infekcją. W sumie już to wiedzieliśmy, ale zaczął się spełniać czarny scenariusz – zaraziły się też Młodsza i J. Wieczorem obie zaczęły rzygać. Tym razem jestem sam, a osoby do opieki są trzy. Na początku siedziałem z dziewczynkami u nas w sypialni i oglądaliśmy bajkę, kiedy J. starała się pozbierać. Młodsza w pewnym momencie zasnęła mi na rękach. Położyłem ją w pokoju dziecięcym na materacu. J. miała się tam z nią położyć, żeby móc ją karmić w nocy bez wstawania, a zarazem żeby obie mogły wygodnie rzygać bez ryzyka zabrudzenia łóżka. Ja miałem spać z ni, żeby im pomagać. Ostatecznie wyszło trochę inaczej, bo Młoda poszła spać na łóżku w naszym pokoju, J. próbuje spać w dziecięcym, a mi Młodsza po kolejnym rzyganiu zasnęła na rękach w kuchni, więc rozłożyłem tu matę, koce i ręcznik i chyba sam z nią się tu położę, żeby J. mogła lepiej odpocząć.

Trochę obawiam się tej nocy, mam wrażenie, że szykuje się mały Armageddon. Na szczęście ja jeszcze się trzymam, piję mięte i rumianek i na razie mnie jeszcze nic nie wzięło, ale nie wiem co zrobię jak oboje z J. będziemy dogorywali, a dziewczynki zdążą się pozbierać. Chyba będzie maraton bajek i tyle. Dziadkom dzieci już nie oddamy do opieki, żeby się nie zarazili, jeśli udało im się jeszcze nie złapać infekcji od Młodej.

2024-01-30: Nocne rzygańsko.

Młoda czymś się zaraziła, bo całą noc rzygała. Oczywiście wiązało się to z tym, że my całą noc czuwaliśmy przy niej i zmuszaliśmy ją do wymiotowania do miski zamiast na łóżko, ubranie i całą okolicę. Szczęście w nieszczęściu, mogłem wziąć wolne, a rano dziadkowie przejęli dziewczynki i mogliśmy z J. trochę pospać, bo kiedy Młoda ostatecznie wstała rano, to była cała zadowolona i w stanie lepszym niż my.

Ciężkie chwile, ale cieszę się, że mogłem spędzić je z J. leżąc na materacu obok łóżeczka Młodej. Patrzyłem jak moja żona zajmuje się naszą córeczką i lata też karmić drugą, bo Młodsza budzi się jeszcze w nocy i chce do piersi. J. była w tym wszystkim bardzo łagodna. Cieszę się, że ją mam.

2023-11-21: Poranne cappuccino z Młodą.

Dzisiaj rano starłem się wcielić w życie wnioski z wczorajszej modlitwy. Kiedy poszedłem rano do Młodej, byłem uśmiechnięty. Powiedziałem jej, że zaraz przyniosę jej Danio i podgrzałem je od razu w kuchni, żeby mogła je szybko zjeść. Trochę byłem niewyspany, więc jeszcze się położyłem, ale dużo się przytulaliśmy i trochę ją miziałem. Pomyślałem, że muszę się jakoś zebrać i że może cappuccino mi w tym pomoże. Poszliśmy razem do kuchni rodziców, bo Młoda chciała bardzo mi towarzyszyć, i razem wyklikaliśmy kawę na ekspresie. Zanim poszedłem do pracy, posiedzieliśmy jeszcze chwilę razem i poczytaliśmy.

J. mówi, że Młoda rano była bardzo szczęśliwa.

2023-11-20: Wnioski podwójnej modlitwy.

Dzisiaj J. w Namiocie Spotkania, a ja w Examenie doszliśmy do podobnych wniosków – musimy poświęcać więcej czasu Młodej.

Pomijając to, że to, że przyszły nam do głowy takie same myśli, jest dla mnie śladem Boga, to jak później wspominałem moje dzisiejsze interakcje z Młodą, to żałowałem, że nie zachowałem się inaczej. Na przykład na moich dąsach z niewyspania traci głównie ona, bo to ją rano, zamiast uśmiechu, widok mojej nadąsanej mordy.

Żałuję tego, że kiedy dzisiaj przyszła do mnie z książeczką „Bolka i Lolka” i się mnie zapytała, czy jej przeczytam, to tego nie zrobiłem. I że się denerwowałem, kiedy długo jadła kolację. Nie spędzam z nią tak dużo czasu. Nie chcę, żeby jego większość to były nerwy i pilnowanie jej. Chcę to zacząć od jutra zmieniać.

Tym bardziej, że widzę, jak bardzo ona mnie kocha. Dzisiaj byłem jedyną osobą, którą po modlitwie, oprócz Dania buziaczka i krzyżyka, przytuliła.

2023-11-18: Napięcie odchodzi gwałtownie.

Dzisiaj najbardziej jestem chyba wdzięczny za to, że pomimo tego, że prawie w ogóle się nie starałem, nie pokłóciliśmy się i cały dzień był raczej pogodny.

Zaczęło się od tego, że rano spadł śnieg. Młoda oglądała go przez okno, stojąc na małym stoliku w jej pokoju. Ja leżałem z J. na materacu. Mnie nie chciało się wstać, a ona chciała się poprzytulać. Po chwili, kiedy Młoda skończyłaś oglądać śnieg, wróciła do nas i zaczęliśmy razem oglądać Bluey na telefonie. Leniwy sposób na początek dnia, zazwyczaj nie jestem fanem czegoś takiego, ale dzisiaj nie miałem po prostu siły. Skoro nie miałem już powodu, żeby szybko wstać, wolałem poleżeć tyle, ile się da.

Śniadanie było na wpół nerwowe, ale na szczęście bez strat w ludziach i chyba w relacjach. Zaczęliśmy jak zwykle, w dość chaotyczny sposób. Młoda pobiegła układać puzzle na stole, J. przygotowywała chaczapuri, a ja stałem z Młodszą na rękach i śpiewałem Godzinki. Ostatnio często je śpiewamy razem w soboty. Nerwy zaczęły się chwilę później, kiedy zacząłem robić omlet. Młoda chciała rozbijać ze mną jajka, a że J. uczyła ją wcześniej jak się to robi, to dałem jej jedno. Młoda poprzekręcała jajko w ręce, po czym z rozmachem rozbiła je o blat. Mała strata, ale czułem się zmęczony i nie do końca rozbudzony, więc poniosło mi to poziom kortyzolu we krwi. Nie polepszyło sytuacji to, że J., chcąc pomóc Młodej, zbiła z nią na blacie jeszcze dwa jajka. Normalnie bym się tym nie przejął, ale byłem tak dziwnie zmęczony, że wytrąciło mnie to z równowagi. Wyszedłem na chwilę z kuchni, ochłonąłem i po chwili było już lepiej. Pretensji udało się uniknąć.

Reszta dnia upłynęła pod sztandarem braku planów i odpoczynku. Ja starałem się spędzać czas z dziewczynkami, chociaż trochę przysypiałem, potem też i mi udało się odpocząć, korzystając z tego, że poszedłem położyć Młodszą spać. Pomodliłem się trochę i pooglądałem coś, trzymając ją śpiącą na kolanach, bo nie chciała dać mi się odłożyć.

J. w tym czasie sprzątała trochę w domu i zmieniała naklejki na oknach z jesiennych na świąteczne.

Wieczorem pojechaliśmy we dwoje na zakupy, zostawiając dziewczynki pod opieką babci. Taka prawie randka.

2023-11-17: Koniec pracowitego tygodnia.

Ten tydzień był mocny. Trochę ciężki. Raczej nie bolesny, ale pełen napięcia. Ja miałem masę pracy, bo w zespole jedna osoba chora i dwie na urlopie, przez co musiałem przejąć wszystkie ich obowiązki, w tym przygotowanie User Stories do planningu, naprawa kodu zepsutego po mergach i pomoc w różnych bugach i testach.

Julia nie miała lżej, bo źle się czuje – jest na wpół chora, a dziewczyny też chorują. Także wszyscy mieliśmy napięty czas.

Ale nie było źle. Było dobrze. Było dużo czułości i uśmiechów i to nawet pomimo tego, że cały czas pracowałem z domu, a zazwyczaj jestem przez to bardziej nerwowy.


Chyba muszę też tutaj wspomnieć o modlitwie i o tym, co Bóg robi w moim życiu, bo ostatnio zaczynam to zauważać. Pisanie o tym mi pomaga. Jestem bardziej spokojny, ale nie dlatego, że modlitwa ma taki efekt psychologiczny, ale dlatego, że zaczynam bardziej wierzyć — ufać Bogu, że faktycznie nie muszę się martwic, że on sam poniesie mnie, moją rodzinę i wszystkie moje sprawy.

Ostatnio w Hallow, z którym ostatnio się modlę, była medytacja nad wierszem Świętego Franciszka Salezego, „Zachowaj spokój”. Wyrzucę go tutaj, bo chyba najlepiej oddaje myśl, którą ostatnio najbardziej mnie prowadzi.

Nie patrz z lękiem na zmiany w życiu.
Raczej patrz na nie z nadzieją, że gdy przyjdą,
Bóg, do którego należysz,
przeprowadzi cię bezpiecznie przez wszystkie trudy.
A kiedy nie będziesz mógł ich unieść,
Bóg poniesie cię na swoich ramionach.

Nie obawiaj się tego, co może wydarzyć się jutro.
Ten sam odwieczny Ojciec, który troszczy się o ciebie dzisiaj,
będzie opiekował się tobą jutro i każdego kolejnego dnia.
Albo uchroni cię przed cierpieniem
albo da ci niezawodną siłę do jego zniesienia.

Wycisz się
i odsuń od siebie wszelkie niespokojne myśli i wyobrażenia.