2022-12-14: Zamuła w mózgu

Dni, których bardziej nie lubię, to takie, kiedy mam taką zamułę w mózgu, że ledwie wiem, co się wokół mnie dzieje. Coś tam robię, ale powoli, i ciężko jest mi się skupić. Najgorsze jest to, że kompletnie nie mam pomysłu, jak sobie z tym radzić. Może trochę zmiany kontekstu i wysiłku by pomogło, ale nie zawsze mogę sobie na to w danej chwili pozwolić. Może profilaktyka byłaby lepsza. Wydaje mi się, że w zapobieganiu pomaga m. in.:

  • Wysiłek fizyczny, może być rano, może być wieczorem (ale wtedy nie mam efektów w pracy).
  • Mniej korzystania z telefonu i innych rozpraszaczy.
  • Zimny prysznic. W sumie ciepły też może być, ale to zależy od pory dnia i tego, jak ogólnie się czuję.
  • Blokowanie sobie czasu pracy, np. przez ustawienie sobie trybu „nie przeszkadzać”.
  • Robienie przerw. Zwłaszcza w domu mam z tym problem, bo jakoś głupio mi tak zrobić sobie kawę i ją pić 10 minut, kiedy w pokoju obok J. bawi się z Młodą, ale bawienie się z nimi nie pomogłoby mi aż tak — to byłoby jak przechodzenie z jednego hałasu w drugi. A taka przerwa, 10 minut, kiedy tylko piję kawę i czytam książkę (albo nie robię nic — w każdym razie nie gapię się w telefon), bardzo dużo mi daje. Myślę, że to przede wszystkim efekt psychologiczny, że tak sprężam się w sobie, i później mogę już się skupić na pracy.

Dużo mam problemu z odpoczywaniem w domu. Myślę, że jest to coś, co wyniosłem z mojej rodziny. Mam poczucie winy, kiedy odpoczywam. Zwłaszcza kiedy ktoś coś robi obok. Nawet jeśli to miałoby mi poprawić moją ogólną produktywność. Wyobrażam sobie, że wszyscy myślą, że się lenię. Ale o tym może więcej kiedy indziej. Już z resztą trochę o tym pisałem we wpisie „O tym, jak okazało się, że jednak nie jestem robotem„. Mam tutaj trochę mentalność niewolnika. Jeśli ktoś obok mnie pracuje, to nie mogę robić przerwy, nawet jeśli mam taką potrzebę, i pomogłaby mi ona w pracy. Staram się to zmienić i mniej się przejmować tym, co pomyślą inni, albo w jaki sposób mogą mnie skrytykować. Zwłaszcza że zazwyczaj mnie nie krytykują. Lęki z dzieciństwa nie zawsze sprawdzają się na szczęście w dorosłości.

Swoją drogą pisanie dziennika albo bloga też mi pomaga ;)


Jeszcze update z wieczora – dzięki Kochanie za to, że zajęłaś się Młodą i mogłem wziąć długi, ciepły prysznic, to też bardzo pomaga :D

2022-12-12: „Musi być dobrze”

Dzisiaj wspomnienie rozmowy z zeszłego tygodnia, która dość mocno zapadła mi w pamięć. Byłem w biurze i po raz pierwszy od paru miesięcy albo lat (COVID) spotkałem panią sprzątającą, która zawsze miała dyżur po południu, i którą czasem widziałem przed wyjściem. Czasem zagadaliśmy coś do siebie i tym razem też tak było. Opowiedziałem trochę co u mnie, pochwaliłem się, że urodziła mi się córeczka i że mam drugie maleństwo w drodze, ona opowiedziała mi o swoich wnukach. Powiedziałem też, że trochę się martwię, jak to będzie, kiedy będziemy już mieli dwójkę dzieci, którymi trzeba będzie się zająć. I na to ta kochana pani odpowiedziała, że „będzie dobrze, musi być dobrze”. I jakoś zeszło ze mnie napięcie i zmartwienie. Pojawiła się za to myśl, że faktycznie — co by nie było, to będzie dobrze. Nie mam wpływu na to, co niezależne ode mnie, ale nie ma takiej opcji, żeby było źle, dopóki się nie poddam.

Tym bardziej potrzebuję się trzymać tej myśli teraz, kiedy martwimy się z J., że być może będzie musiała pójść do szpitala na święta :(

2022-12-10: Hybrid Calisthenics i chęć do życia

Miałem taki okres w moim życiu, że wstawałem rano, brałem zimny prysznic, potem ćwiczyłem, szedłem do pracy, i tak codziennie. Czasami kolejność się zmieniała, najpierw była praca (ewentualnie długa modlitwa, czy medytacja wcześniej), potem praca, potem siłownia, zimny prysznic i sauna. To był taki fajny okres w moim życiu, że wydawało mi się, że w sumie wszystko mam obcykane. Cały czas był we mnie taki niepokój, który mnie pchał na przód, który mówił, że jest coś więcej, ale on był dość pozywyny, pchał mnie do zmiany. Czułem też jednak lęk, który jest we mnie do teraz, że to wszystko, co robię, jest nic nie warte.

Od tamtego czasu sporo się zmieniło w moim życiu. Ożeniłem się, urodziła się nam Młoda, czekamy na kolejne maleństwo. To, co miałem już poukładane, daje teraz owoce, ale jednocześnie okazało się, że przybyło sporo rzeczy, które muszę dopiero uporządkować – życie małżeńskie, rodzinne, nowe obowiązki. Cały czas jeszcze się w tym gubię, a moja tendencja do widzenia głównie własnych błędów, braków i słabości, nie pomaga, rodzi raczej beznadzieję i pesymizm. Dużo się martwię. Myślę, że przez to duża część moich dni zmienia tryb „życie” na „przeżycie”. Cieszę się, kiedy dzień się już kończy, a jednocześnie mam wyrzuty sumienia, że powinienem się cieszyć; że wszystko jest dobrze.

Wczoraj miałem jeden z takich cięższych dni. Rano lekarz, później praca, w której starałem się zrobić jak najwięcej. Do tego jakieś inne napięcia. Wieczorem byłem bardzo rozbity. Czułem, że potrzebuję jakoś rozładować tę energię, chciałem pojechać na siłownię, trochę wyjść z domu i zmienić kontekst, ale myślałem sobie, że powinienem spędzić czas z dziewczynami, a tak to wrócę dopiero na usypianie. Pomogła mi J., która powiedziała, żebym pojechał. Wysiłek pozwolił mi pozbyć się męczących myśli i napięcia. Dzisiaj zacząłem się zastanawiać, jak mógłbym ćwiczyć częściej. Chciałbym mieć lepszą kondycję ze względu na zdrowie i fizyczne i psychiczne, i na dzieciaki – myślę, że jeśli sam będę żył zdrowo, to będę mógł je też tego nauczyć. Przypomniałem sobie o gościu prowadzącym kanał Hybrid Calisthenics. Zawsze podobało mi się jego pozytywne nastawienie i autentyczność. Chcę obejrzeć trochę jego filmików i zacząć wdrażać jakiś regularny wysiłek do mojego życia. Ale nie o tym. Na swoim kanale ma też między innymi filmik o zimnych prysznicach. Obejrzałem początek i zacząłem się zastanawiać, jak wyglądałoby moje życie, gdybym zaczynał dzień od zimnego prysznicu. Tak aktywnie. Nie jako tortury, ale jako zdrowego rozbudzenia się, zastrzyku energii i pobudzenia, którego bym chciał, żeby od razu zacząć żyć. Jak by to mogło zmienić moje myślenie, gdybym wkładał w życie więcej energii, i żył bardziej pozytywnie. Gdybym nie poddawał się biernie rytmowi dnia, kończąc wieczór wyczerpaniem, chęcią tylko i wyłącznie leżenia na łóżku i odpoczynku przed kolejnym dniem wypełnionym rzeczami, których nie chcę robić, tylko proaktywnie stawiał czoła wyzwaniom, które przede mną stoją, przykładając się do nich nawet wtedy, kiedy sytuacja mnie nie zmusza. Może byłbym bardziej zdrowy i zadowolony z mojego życia? Chcę tego spróbować.

Pamięć o…

Usypiałem wczoraj Młodą, co było dość irytujące, bo trwało bardzo długo, więc zacząłem sobie dla uspokojenia wyobrażać miejsce, w którym najlepiej by mi się odpoczywało. Dzisiaj wróciłem wyobraźnią do tego miejsca, bo okazało się to bardzo ciekawym ćwiczeniem, i zacząłem wypełniać je dalej. W pewnym momencie doszedłem do szafy, w której miały być tylko moje ubrania. W myślach wieszałem w niej różne kurtki i swetry, aż doszedłem do bluzy, którą bardzo lubi J. I poczułem wtedy duże wzruszenie i tęsknotę. I zacząłem sprawdzać, w ilu jeszcze rzeczach mieszka moja pamięć o niej.

Post stricte miłosny.

Czytaj dalej Pamięć o…

O tym, jak okazało się, że jednak nie jestem robotem

Zawsze miałem problem z odpoczynkiem. Od kiedy urodziła się Młoda, przez długi czas odpoczywałem bardzo rzadko. Czasem może udawało mi się „ukraść” trochę czasu, żeby się położyć, poczytać, obejrzeć coś, albo w coś pograć, ale nie potrafiłem wygospodarować czasu na nic dłuższego — na spotkanie się z kolegami, wyjście na siłownię. Miałem poczucie winy, że zostawiam dziewczyny same. Po pracy starałem się pomagać J., ile tylko mogłem. Wolne miałem zazwyczaj w nocy, chociaż wtedy też często nadganialiśmy jakieś obowiązki domowe, albo po prostu robiliśmy coś razem. Czas dla siebie samego ograniczałem do minimum.

Czytaj dalej O tym, jak okazało się, że jednak nie jestem robotem