2023-03-17: Kartka z kalendarza: Przedporodzie. 

Szykujemy się już mocno na poród. Tak, że codziennie go z wytęsknieniem oczekujemy. Cholestaza zaczyna o sobie dawać znać nieco wyższymi, ale nie alarmującymi wynikami. Czekamy do poniedziałku. Jeśli nic nie zacznie się do tej pory, to J. chce się położyć do szpitala. Od środy siedzę na wolnym w domu, trochę sprzątam i pomagam przy Młodej, która ząbkuje i przechodzi przez to przez kryzys. 

Tymczasem dzisiaj wielkie sprzątanie. Plus gotowanie, bo korzystam z przedporodowego urlopu, żeby urozmaicić naszą dietę. Satysfakcjonujące.

2023-02-19: Młoda dzisiaj obudziła się w świecie, w którym z nieba może na nią spaść lawina piłek.

Życie Młodej już nigdy nie będzie takie samo. Ale po kolei.

Wczorajszy dzień był cudowny, od rana, aż do wieczora.

Zaczął się od załatwiania kilku spraw na mieście, ale nie chce mi się tego opisywać. Fajniejsze było to, co nastąpiło po południu. Pojechaliśmy z naszymi przyjaciółmi do Ancymondo – sali zabaw w Stacji Nowej Gdyni. Czyli, jakby nie patrzeć, kolejne marzenie zaliczone. I to bez mojej akcji. To J. się z nimi dogadywała i oznajmiła mi, że tam jedziemy. Chyba nawet nie myślała o tym, ile radości mi sprawi. A było niesamowicie. Ancymondo to taka dość spora sala zabaw. Coś jak wielka klatka, z wieloma poziomami, różnymi ścieżkami i atrakcjami. Są zjeżdżalnie, trampoliny, autka (niestety dla starszych dzieci), zjeżdżalnia pontonowa. Raj na ziemi dla mojego wewnętrznego dziecka. Z resztą chyba nie jest jakoś bardzo wewnętrzne to moje dziecko, bo w takich miejscach bardzo się jaram.

Młoda nie miała chyba tyle radochy, ile ja, ale też wyglądała na zadowoloną. Trochę cykała się chodzić po tych wszystkich poziomach, wśród tych wszystkich dzieci, więc kazała mi się nosić, ale mi to pasowało. Mam nadzieję, że dzięki temu szybko się oswoi i będzie w końcu chciała biegać ze mną więcej. Dużo atrakcji mogło być w końcu dla niej dość przerażających – duży, chaotyczny basen z piłkami, masą dzieci i maszyną napełniającą kosz pod sufitem, z którego, kiedy był już pełny, wysypywały się piłki.

Świat odkrył przed nią całą masę nowych zagrożeń.

Najfajniejszą atrakcją dla Młodej okazała się strefa małego dziecka. Chyba czuła się w niej najbezpieczniej. Dla mnie akurat to miejsce nie było aż tak ciekawe, ale nieważne. Zależało mi na tym, żeby też się bawiła. Przy okazji poznaliśmy trochę małych dzieci.

Wieczór spędziliśmy w pizzerii Otto na Teofilowie, a wczesną noc na rozmowach przeróżnych w mieszkaniu naszych przyjaciół.

Bardzo dobry czas. Chcę więcej takiego.

2023-02-12: Coraz bliżej. Wolność i poczucie winy.

J. uświadomiła mnie dzisiaj, że do donoszonej ciąży zostało już tylko półtora tygodnia. Zaczynam się bać.


W zeszłym tygodniu zauważyłem u siebie sporą zmianę i dużą dawkę radości z życia. Wzięło się to stąd, że po terapii zdecydowałem się wrzucić na luz, odpuścić sobie bardziej i generalnie mniej się martwić. Zaczęliśmy kłaść Młodą później, nie o określonej godzinie, tylko dopiero kiedy widzieliśmy, że jest zmęczona. Czasami oglądaliśmy z J. film u niej w pokoju, Młoda bawiła się obok nas, a w końcu szła spać po 23, bez zmuszania, bez nerwów. Rodzinne wieczory zrobiły się bardzo przyjemne. Zacząłem też więcej używać przy niej telefonu. Wcześniej bałem się robić nawet coś konkretnego na telefonie. Nie chodziło o marnowanie czasu na fejsie i podobnych stronkach, tylko o sprawdzanie jakichś informacji, czegokolwiek — czułem wyrzuty sumienia, że ona jest przy mnie, a ja się nią nie zajmuję. Po tym, jak dałem sobie taki luz, zacząłem lubić z nią być. Czas z nią przestał być przykrym, ograniczającym obowiązkiem, a wcześniej miewałem takie myślenie, co mnie przerażało. Myślałem, że coś jest ze mną nie tak. Paradoksalnie, kiedy przestałem się martwić i dałem sobie przyzwolenie na robienie tego, czego chcę, zacząłem więcej czasu poświęcać Młodej. Czas na telefonie i spędzony na innych takich „ucieczkach” został ograniczony do minimum. Życie rodzinne stało się czymś radosnym i dającym szczęście.

Piszę o tym w czasie przeszłym, dlatego, że znowu mam z tym problem. W ten weekend bawię się trochę w setupowanie iPhone’a mojej siostry, którego mi pożyczyła, żebym mógł zobaczyć jak się korzysta na codzień z iOS. Zajmuje mi to trochę czasu, bo bardzo lubię dokładnie sprawdzać możliwości takich sprzętów, wygrzebać wszystkie ukryte funkcje i smaczki, które powodują, że codzienne korzystanie jest przyjemniejsze. A kiedy znajduję coś, co jest według mnie bardzo niewygodne, to mam jeszcze więcej zapału, żeby znaleźć jakieś obejście. W iOS znalazłem po przesiadce z Androida wiele takich rzeczy, więc trochę mnie wciągnął. Ten weekend spędzamy w domu, bo Młoda jest chora, wiec z braku innych atrakcji bardzo zabiega o uwagę. Graliśmy przez te dwa dni dużo z moimi rodzicami w Rummikub, siedzieliśmy wiec sporo w ich części domu. Młoda bardzo dużo bawiła się z dziadkiem, a mnie bardzo wciągała konfiguracja iPhone’a. Dorzućmy do tego jeszcze niewyspanie po całym tygodniu i mamy bardzo podatny, drażliwy grunt dla poczucia winy. Cały czas myślałem, że to ja a nie mój tata, powinienem się bawić. Że nie powinienem spędzać tyle czasu na moich rzeczach, zwłaszcza takich błahych. Przez to napięcie we mnie robiłem się zły i na Młodą i na siebie samego. J. mówiła mi, że jest okej, ale ciężko mi zaufać lżejszemu osądowi sytuacji, kiedy sam siebie sądzę tak surowo. W każdym razie myślę, ze będę musiał zmieniać moje myślenie bardziej w tym kierunku i ufać, że będzie dobrze. Dobre rezultaty takiego podejścia już widziałem.

Będę się starał.

2023-02-09: Antygburkość.

Dzisiaj jest taki dzień, że się czuję fest zmęczony i niedospany po tych kilku ostatnich dniach i nocach, i czuję się niezadowolony, a jeszcze dziewczyny dużo mi jęczą i marudzą. Młoda, bo jest chora, a J., bo ją wszystko boli pod koniec ciąży. Chce mi się nie robić nic i być opryskliwym dla wszystkich, żeby pokazać, że jestem zmęczony, moje potrzeby są niezaspokojone, i nie będę kolaborował. Ale chcę zrobić coś odwrotnego, czyli starać się, żeby była jak najlepsza atmosfera w domu. Nie wiem, czy to się uda, ale spróbuję.

2023-02-07: Szał książek w Carrefourze.

Wchodzenie do Carrefoura jest dla nas niebezpieczne z wielu powodów, dzisiaj głównym okazało się stoisko z książkami z wyprzedaży. Często takie stoiska wyciągają z nas łatwo pieniądze i tym razem też tak było. Kilka książek dla Młodej i kilka dla nas. Często można tu znaleźć totalny literacki badziew, czasem znajduję też książki, których w innym razie bym nie przeczytał, na przykład cześć cyklu z Jackiem Reacherem, której nie mogłem znaleźć w Empiku. Dzisiaj Kapuściński, „Lapidarium”.

2023-01-31: Ostatnia styczniowa randka.

Dzisiaj kolejna Randka dzięki pomocy moich teściów. Tym razem sushi z vouchera, który dostaliśmy na święta od mojej siostry. Fajnie było tak wyjść po dniu wyjątkowo mocno wypełnionym krzykami Młodej :p

Polecamy Umami Sushi przy placu Wolności w Bełchatowie :)

Spisuję te wszystkie wydarzenia, bo chcę sobie samemu zostawić takie przypomnienie, że w życiu jest dużo dobrych rzeczy, chociaż często tego nie widzę. Chciałbym mieć w sobie odwrotne myślenie. Nie tyle, że życie jest ciężkie i przykre i tylko czasami da się nim cieszyć, ale właśnie ze życie generalnie jest dobre, że da się w nim znaleźć radość, i że nawet jak czasem jest ciężej, to to nie dominuje. Światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła. Ale do tego pewnie jeszcze długa droga, a najgorsze jest to, że mam wrażenie, że idę trochę na ślepo.

2023-01-30: Bólogłowowa randkowa zamuła sklepikowa. Oooch, co za ulga!

Krótki wpis, jak kartka z pamiętnika, żeby nie zapomnieć, że w życiu są też przyjemne momenty. Też, bo ostatnio usypianie Młodej to katorga. Ja jestem już na wstępie negatywnie nastawiony, J. też ma coraz mniej sił fizycznych i psychicznych. W dzień nie daje się położyć już od dwóch dni. W nocy zazwyczaj kosztuje to sporo czasu i nerwów, bo Młoda nie ma momentu, w którym po prostu „pada”, a przynajmniej do niego nie doszliśmy. Cały czas ma dużo energii i nawet w łóżku wywija rozliczne fikoły, żeby tylko nie spać. Przy okazji kopie, drapie, krzyczy i ogólnie działa na nerwy. Zrozumienie swoich i jej emocji już nie pomaga, powoli zaczynamy mieć dość, chociaż dzielnie co wieczór stawiamy się do zadania.

Ale miało być o rzeczach przyjemnych. Wczoraj usypianie nie przypadło nam, tylko mamie J., która litościwie dała nam wieczorne wychodne. Bolała mnie głowa, a ibuprofen nie za bardzo chciał pomagać, co było minusem, ale poszliśmy na krótką randkę do Grycana, na kawę i rurki z bitą śmietaną. A później na rajd po sklepach. Smyk, Empik, księgarnia, Carrefour, Pepco, Action i kilka sklepów z ubraniami. Normalnie straszna nuda, ale tego dnia było to bardzo przyjemne i powolne łażenie i kupowanie małych, choć przydatnych rzeczy, takich jak podróba „Kropelki”, patyczki zapachowe, patelnia do naleśników, czy nowy album. Rzeczy, o których myśleliśmy, że by się przydały, ale jakoś nie mogliśmy się zebrać, żeby to kupić. Wróciliśmy do domu z torbami pełnymi zakupów i uczuciem ulgi, bo całe to szwendanie się było bardzo miłym uczuciem, kiedy nic już nas nie czekało, a po drodze zniknął nawet ból głowy. Randkę zakończyło panini w Żabce. Komercja na całego. Mimo to było bardzo fajnie.


Swoją drogą kupiłem w Sinsayu takie rampersy dla Maleństwa, także jest już postanowione, że niezależnie od płci, będzie ono wychowywane na nerda.

2023-01-27: Odpuszczanie. Wciąż trudne usypianie.

Ostatnie dni to nauka odpuszczania. I nerwy, tak czy inaczej. Nauka odpuszczania przez większy luz w ciągu dnia i bardzo przyjemne wieczory razem, bez bardzo długiego usypiania Młodej. Po prostu siedzimy razem do późna, a kiedy oglądamy film, to też z nią. Przez jakiś czas ogląda, później idzie się bawić, i to też jest bardzo przyjemne. Pierwsze dwie noce były jednak mimo wszystko stresujące. Pierwsza dlatego, że Młoda nawet bardzo późno nie „padła”, tylko cały czas próbowała się bawić, nawet pomimo leżenia w ciemności na materacu. Ostatecznie J. udało się ją uśpić. Wczoraj to samo. Mi już wysiadły nerwy po leżeniu i byciu kopanym. Chyba to mnie najbardziej dobija, fakt, że nie mogę niczego zrobić. Nie mogę przysnąć, bo Młoda mnie co chwila rozbudza, nie mogę zrobić niczego innego, bo jest ciemno. Ale będę próbował dalej. J. jakoś się udaje ją stosunkowo szybko (około 20 minut?) uśpić. A na razie bardzo się cieszę ze spokojnych, rodzinnych wieczorów.