Dzień wytchnienia
We wrześniu udało się nam zgrać z rodzicami J. i znaleźć czas na realizację jednego z planów, który był w mojej głowie młodego ojca niemal niemożliwy do zrealizowania — zostawienie Młodej u dziadków i wyjazd na cały dzień na małżeńską wycieczkę do Suntago.
Pierwszą rzeczą, za którą jestem bardzo wdzięczny, była piękna, wrześniowa pogoda. Pomimo chłodu, nie było zbyt dużo chmur, i cała podróż zachwycała kolorami świeżej jesieni. Mały smaczek, ale lubię jazdę samochodem, kiedy za oknami widzę coś więcej niż autostradę.
Park of Poland
Do Suntago wybieraliśmy się już od dłuższego czasu, od kiedy wybrali się tam rodzice J. W głowie mieliśmy obraz wielkiego aquaparku, i nie zawiedliśmy się — budynki parkowego kompleksu wyłoniły się znad leśno-wiejskiego krajobrazu. Wejście przytłacza wielkością i zapowiada dużo atrakcji. Parking jest w stanie pomieścić dużo więcej samochodów, niż było zaparkowanych. Była niedziela, około godziny 12, a mimo to zapowiadało się, że nie będzie tłoku. Do kasy nie było kolejki. Za bilety zapłaciłem bonami z platformy MyBenefit, co jest bardzo fajną opcją, jeśli ktoś ma do niej dostęp (bonami przy wyjściu można pokryć też wszystkie wydatki poniesione na terenie parku).
System zegarków-biletów jest bardzo wygodny. Bransoletką można płacić w barach wewnątrz, można wybrać sobie dowolną szafkę, służy też jako wejściówka do poszczególnych stref. Dużym plusem są suszarki w przebieralniach. Przed wejściem są oczywiście prysznice, z podziałem na damskie i męskie… I tutaj zaskoczyło mnie to, że bardzo mało osób zauważa i respektuje ten podział, co było bardzo niekomfortowe, ponieważ kiedy chciałem się umyć, po korytarzu (z którego widać myjących się ludzi) chodziły sobie panie z dziećmi.
Pierwsze, co rzuciło się nam w oczy po wyjściu spod pryszniców, to ogrom miejsca. Sztuczne rośliny, leżaki, duży basen z falą… Poszliśmy w lewo, żeby znaleźć jakieś zejście do basenu, ale zamiast tego znaleźliśmy Rzekę Przygody — połączenie zamku strachów i basenu z prądem, który popychał naprzód pontony. Obok znajduje się mały wodny plac zabaw dla rodziców z dziećmi. Cały parter strefy Jamango nie obfitował w jakieś szczególnie ciekawe atrakcje. Kiedy już obeszliśmy okolicę, znaleźliśmy jeszcze tylko basen z barem i jacuzzi.
Basen na szczęście ratowała ogromna dobudówka ze zjeżdżalniami. Jest ich tam całkiem sporo, pontonowych i zwykłych, pojedynczych, dwu- i czteroosobowych. Kolejki nie były duże, może przez to, że to już wrzesień.
Muszę przyznać, że nie kręciły mnie nigdy zjeżdżalnie na basenach, ani same baseny. Kiedy byłem młodszy, jeździłem z rodzicami, ale samemu nigdy nie chciało mi się jechać. Ot, może trochę atrakcji, ale generalnie nudno. Suntago to jedno z tych miejsc, w które nie pojechałbym nigdy, gdyby nie J. Bez niej nie poszedłbym też na większość zjeżdżalni. Kolejki na schodach byłyby kilka razy nudniejsze. Jeden z codziennych plusów małżeństwa :)
W międzyczasie zrobiliśmy sobie przerwę obiadową. Na piętrze znajdują się dwie restauracje — z kuchnią włoską i azjatycką. Ceny nie były zbyt niskie, ale ciężko spodziewać się czegoś innego w takich miejscach.
Po obiedzie przyszła pora na odrobinę odpoczynku, i tu pojawił się problem — wszystkie leżaki na parterze, przy basenach były zajęte. Co prawda tylko na jakichś 10% z nich ktoś leżał, ale na całej reszcie rozłożone były ręczniki, co w naszej rzeczywistości uznaje się za rezerwację. Według mnie kompletny kretynizm i syndrom psa ogrodnika; knułem już plan, żeby zdjąć dwa ręczniki i przełożyć gdzieś obok, żeby zwolnić dla nas leżaki, ale okazało się, że na piętrze jest ich jeszcze trochę, a że miejsce jest mniej atrakcyjne, to nikt tam nie praktykuje ręcznikobloku.
Jak wspominam ten dzień?
Z Suntago wyszliśmy późnym wieczorem, testując wcześniej wszystkie zjeżdżalnie. Wracaliśmy ponad godzinę do domu, śpiewając sobie po drodze w aucie. Mimo tego, że sam park mnie szczególnie nie zachwycił — zamknięte niektóre zjeżdżalnie i basen zewnętrzny, drogie bilety — to jest to wspomnienie, które chcę zachować, bo spędziliśmy tam bardzo przyjemnie czas. Wspólne żarty, zabawa, odpoczynek, moje krzyki strachu na zjeżdżalniach i śmiech J. pokazują mi, że głęboka relacja to coś, co daje dużo szczęścia, nawet w okolicznościach, w których samemu bym się nudził.